Sezon siatkarski rozpoczął się na dobre. Trwają rozgrywki krajowe, ruszyła też Liga Mistrzów. W tym sezonie możemy oglądać tam trzy polskie zespoły, w tym najbardziej ograną w europejskich pucharach Skrę Bełchatów. Póki co bełchatowianie radzą sobie świetnie.
Mamy za sobą trzy kolejki Ligi Mistrzów, pełne dobrej gry polskiej
ekipy. Póki co nie mamy sobie równych, co widać w wynikach i pozycji lidera
grupy E.
Na rozpoczęcie sezonu bełchatowianie zafundowali sobie wyjazd do Stambułu, gdzie mieli zmierzyć się z tamtejszym Fenerbachce. Klub ten był budowany głównie z myślą o europejskich rozgrywkach. Dołączyły do niego takie gwiazdy, jak aktualny Mistrz Europy Ivan Milijković, argentyński rozgrywający Rodrigo Quiroga czy Kubańczyk Marshall. Na wicemistrzach Polski nie zrobiło to jednak większego wrażenia i cały czas spokojnie kontrolowali przebieg spotkania. Dopiero w ostatnim secie mieliśmy nieco więcej problemów, gdyż set skończył się dopiero przy stanie 27:25. Ostatecznie wygraliśmy w dobrym stylu, pokonując Turków 3:0.
Następnie przyszła kolej na rumuński Tomis Constanta. Nie jest to klub najwyższej światowej klasy, jednak doświadczenie nauczyło nas, że nie można lekceważyć żadnego, najsłabszego nawet rywala. Na nasze szczęście, Tomisowi nie pomógł nawet doping kibiców i Rumuni polegli na własnym terenie 0:3.
W końcu doczekaliśmy się konfrontacji z najtrudniejszym rywalem z grupy E. Dynamo Moskwa – zespół dobrze nam znany i ogromnie wymagający. Dodatkowych emocji dostarczał fakt, że w tym sezonie szeregi rosyjskiego klubu zasilił były bełchatowianin, Bartosz Kurek. Niestety niemal od razu po transferze do Moskwy doznał kontuzji stawu skokowego. Robił wszystko by być gotowym na mecz w Łodzi, jednak trener Jurij Czerednik uznał, że Bartek nie jest jeszcze w stanie pomóc drużynie. Przyjmujący nie znalazł się nawet w meczowej dwunastce, więc Atlas Arenę odwiedził tylko w charakterze kibica. Skra Bełchatów, grając w wypełnionej po brzegi łódzkiej hali, nie dała szans przyjezdnym. Nie przestraszyliśmy się rosyjskich ataków, broniliśmy niemal każdą piłkę i tym razem to my bombardowaliśmy przeciwników świetnymi zagrywkami. Gra szła nam jak z nut i tylko w drugim secie pozwoliliśmy Rosjanom na nieco więcej. Mecz wygraliśmy 3:1.
Tydzień później odbył się rewanż, który, mimo identycznego wyniku, wyglądał nieco inaczej. Podczas spotkania na wyjeździe zaprezentowaliśmy nieco gorszy styl gry. Tylko w pierwszej odsłonie nie mieliśmy większych problemów i wygraliśmy go do 16. Od początku drugiej partii zaczęły się nasze problemy. Popełnialiśmy zbyt dużo błędów własnych, nie radziliśmy sobie w przyjęciu i raz po raz nadziewaliśmy się na blok czy posyłaliśmy piłki w aut. Poskutkowało to przegraniem drugiego seta do 22 i niemałych kłopotów w secie trzecim. Na szczęście zdołaliśmy się zmobilizować na tyle, żeby nie dopuścić do tie-breaka. Po ciężkim boju udało się wywieźć z Moskwy trzy punkty.
Na rozpoczęcie sezonu bełchatowianie zafundowali sobie wyjazd do Stambułu, gdzie mieli zmierzyć się z tamtejszym Fenerbachce. Klub ten był budowany głównie z myślą o europejskich rozgrywkach. Dołączyły do niego takie gwiazdy, jak aktualny Mistrz Europy Ivan Milijković, argentyński rozgrywający Rodrigo Quiroga czy Kubańczyk Marshall. Na wicemistrzach Polski nie zrobiło to jednak większego wrażenia i cały czas spokojnie kontrolowali przebieg spotkania. Dopiero w ostatnim secie mieliśmy nieco więcej problemów, gdyż set skończył się dopiero przy stanie 27:25. Ostatecznie wygraliśmy w dobrym stylu, pokonując Turków 3:0.
Następnie przyszła kolej na rumuński Tomis Constanta. Nie jest to klub najwyższej światowej klasy, jednak doświadczenie nauczyło nas, że nie można lekceważyć żadnego, najsłabszego nawet rywala. Na nasze szczęście, Tomisowi nie pomógł nawet doping kibiców i Rumuni polegli na własnym terenie 0:3.
W końcu doczekaliśmy się konfrontacji z najtrudniejszym rywalem z grupy E. Dynamo Moskwa – zespół dobrze nam znany i ogromnie wymagający. Dodatkowych emocji dostarczał fakt, że w tym sezonie szeregi rosyjskiego klubu zasilił były bełchatowianin, Bartosz Kurek. Niestety niemal od razu po transferze do Moskwy doznał kontuzji stawu skokowego. Robił wszystko by być gotowym na mecz w Łodzi, jednak trener Jurij Czerednik uznał, że Bartek nie jest jeszcze w stanie pomóc drużynie. Przyjmujący nie znalazł się nawet w meczowej dwunastce, więc Atlas Arenę odwiedził tylko w charakterze kibica. Skra Bełchatów, grając w wypełnionej po brzegi łódzkiej hali, nie dała szans przyjezdnym. Nie przestraszyliśmy się rosyjskich ataków, broniliśmy niemal każdą piłkę i tym razem to my bombardowaliśmy przeciwników świetnymi zagrywkami. Gra szła nam jak z nut i tylko w drugim secie pozwoliliśmy Rosjanom na nieco więcej. Mecz wygraliśmy 3:1.
Tydzień później odbył się rewanż, który, mimo identycznego wyniku, wyglądał nieco inaczej. Podczas spotkania na wyjeździe zaprezentowaliśmy nieco gorszy styl gry. Tylko w pierwszej odsłonie nie mieliśmy większych problemów i wygraliśmy go do 16. Od początku drugiej partii zaczęły się nasze problemy. Popełnialiśmy zbyt dużo błędów własnych, nie radziliśmy sobie w przyjęciu i raz po raz nadziewaliśmy się na blok czy posyłaliśmy piłki w aut. Poskutkowało to przegraniem drugiego seta do 22 i niemałych kłopotów w secie trzecim. Na szczęście zdołaliśmy się zmobilizować na tyle, żeby nie dopuścić do tie-breaka. Po ciężkim boju udało się wywieźć z Moskwy trzy punkty.
Dotychczasowa postawa PGE Skry, daje podstawy do pozytywnego
rozpatrywania naszego udziału w Lidze Mistrzów. Jesteśmy liderem grupy E,
nazwanej przed rozgrywkami grupą śmierci i dwukrotnie zdołaliśmy pokonać
rosyjskie Dynamo. Jeśli Polacy zdołają utrzymać taką formę, jaką prezentują
teraz w Europie, to może uda się coś ugrać. Nie da się przymknąć oka na niektóre
rażące błędy z ostatniego spotkania, niemniej jednak prezentujemy dobry, równy
styl. Tak jest przynajmniej w pucharach, gdyż na rodzimym podwórku nie jest tak
dobrze. Miejmy nadzieję, że poziom, jaki zaprezentują nam bełchatowianie
zarówno w dalszej części Plus Ligi, jak i Ligi Mistrzów, będzie najwyższym, na
jaki ich stać.