Asseco Resovia Rzeszów przerwała, trwającą siedem lat,
hegemonię Skry Bełchatów na parkietach PlusLigi. Dominowali na boisku,
pozwalając bełchatowianom wygrać tylko jedno spotkanie w rywalizacji do trzech
zwycięstw. Niestety, w pewnych momentach drużynom nie udało się utrzymać nerwów
na wodzy.
Bij mistrza!
Skra Bełchatów rozpoczynała finałowe zmagania jako
bezapelacyjny faworyt. Siedem tytułów mistrzowskich z rzędu najlepiej tłumaczy
to zjawisko. Kiedyś, podczas przeglądania sportowej prasy, utkwiło mi w pamięci
zdanie: „W siatkówkę grają w całej polsce, a na końcu i tak wygrywa Skra
Bełchatów”. I ta myśl była aktualna przez bardzo długi czas. Aż do teraz.
W związku z powyższym, na zespole z Rzeszowa nie ciążyła żadna presja. Nie mieli nic do stracenia, a tak wiele do zyskania. Swoją szansę wykorzystali najlepiej jak się dało. Udowodnili, że Skra jest do pokonania.
W związku z powyższym, na zespole z Rzeszowa nie ciążyła żadna presja. Nie mieli nic do stracenia, a tak wiele do zyskania. Swoją szansę wykorzystali najlepiej jak się dało. Udowodnili, że Skra jest do pokonania.
Uwaga Grozer i
niespodzianka w Bełchatowie
Rozstrzygnięcie batalii o tytuł Mistrza Polski było
największą niespodzianką sezonu, nie umniejszając umniejętnościom Resovii.
Zdobyli go jednak jak najbardziej zasłużenie.
Set inaugurujący finałowe zmagania nie zapowiadał tej końcowej sensacji. Podopieczni Jacka Nawrockiego utrzymywali przeciwników na dystans i wygrali do 18. Jak się później okazało, rzeszowianie po prostu potrzebowali czasu by „wstrzelić się” w mecz. Kolejne trzy sety padły bowiem ich łupem i w rywalizacji do trzech zwycięstw było już 1:0.
W drugim spotkaniu to drużyna gości od początku dominowała na boisku. Bełchatowianie popełniali dużo błędów własnych, zawodziły czołowe armaty, czyli Wlazły i Kurek. W drużynie przeciwnej szalał za to Georgy Grozer. Niemiec, który w przyszłym sezonie reprezentował będzie barwy rosyjskiego Lokomotivu Biełgorod, rozegrał naprawdę wspaniałe zawody. Jego mocne ataki i zagrywki oscylujące w granicach 120 km/h siały spustoszenie w szeregach Skry. Dzięki tym wszystkim czynnikom, siatkarze Asseco Resovii opuszczali Bełchatów z dorobkiem dwóch zwycięstw.
Set inaugurujący finałowe zmagania nie zapowiadał tej końcowej sensacji. Podopieczni Jacka Nawrockiego utrzymywali przeciwników na dystans i wygrali do 18. Jak się później okazało, rzeszowianie po prostu potrzebowali czasu by „wstrzelić się” w mecz. Kolejne trzy sety padły bowiem ich łupem i w rywalizacji do trzech zwycięstw było już 1:0.
W drugim spotkaniu to drużyna gości od początku dominowała na boisku. Bełchatowianie popełniali dużo błędów własnych, zawodziły czołowe armaty, czyli Wlazły i Kurek. W drużynie przeciwnej szalał za to Georgy Grozer. Niemiec, który w przyszłym sezonie reprezentował będzie barwy rosyjskiego Lokomotivu Biełgorod, rozegrał naprawdę wspaniałe zawody. Jego mocne ataki i zagrywki oscylujące w granicach 120 km/h siały spustoszenie w szeregach Skry. Dzięki tym wszystkim czynnikom, siatkarze Asseco Resovii opuszczali Bełchatów z dorobkiem dwóch zwycięstw.
Emocje na Podpromiu
Po zmianie miejsca rozgrywek, można było przypuszczać, że
rywalizacja się odwróci. W końcu widać było, że do walki stają dwie wyrównane
drużyny. Zawodnicy PGE wybudzili się i zaczęli grać na poziomie do jakiego nas
przyzwyczaili. Byli bardziej skoncentrowani, na spokój panujący w szeregach
gospodarzy, odpowiadali agresywną, skuteczną siatkówką. Wróciła także dobra
dyspozycja Bartosza Kurka i Mariusza Wlazłego. Rzeszowianie wrócili do gry
dopiero w trzecim secie. Mądre wykorzystanie środkowych i nadal utrzymujący się
poziom Grozera i Achrema przyniósł skutki i podopieczni Andrzeja Kowala wygrali
partię do 16. Początek czwartej odsłony mógł zapowiadać, że spotkanie zakończy
się dopiero w tie – breaku. Resovia na pierwszą przerwę techniczną schodziła
prowadząc aż 8:3. Bełchatowianom udało się jednak odzyskać rezon i dociągneli
mecz do końca, wygrywając seta do 20 i całe spotkanie 3:1. Oznaczało to, że
rywalizacja o tytuł mistrzowski nadal pozostawała otwarta.
Inauguracja czwartego spotkania była bardzo wyrównana, żaden zespół nie mógł wypracować sobie bezpiecznej przewagi. Jednak w szeregi PGE znów wkradły się błędy w zagrywce, a cały atak spadł na barki Wlazłego, który zanotował 80% skuteczność w tym elemencie. Resovia za to grała bardzo mądrze, szanując i wykorzystując każdą piłkę, dzięki czemu doprowadzili do stanu 24:20. Wtedy w bełchatowian, a konkretniej w Bartosza Kurka, ponownie wstąpił duch walki. Przyjmujący wykonał trzy znakomite zagrywki z rzędu i zrobiło się już tylko 24:23. Andrzej Kowal poprosił o czas dla swojej drużyny, który dał oczekiwane rezultaty, gdyż po powrocie na boisko Kurek posłał piłkę w aut, kończąc seta. W drugiej partii Skra od samego początku nieznacznie prowadziła i stopniowo powiększała dystans. Akcję na przełamanie siatkarze Asseco mieli dopiero przy stanie 14:11. Trudną piłkę fenomenalnie wybronił Alek Achrem, a akcję efektownym atakiem zakończył Georgy Grozer. Później w bloku szalał Piotr Nowakowski i przewaga PGE zmalała do jednego punktu. Skuteczne kontry i wspaniale dysponowany Grozer dały rzeszowianom zwycięstwo 25:21. Trzecią i, jak się później okazało, ostatnią partię gospodarze rozpoczęli mocnym akcentem jakim były trzy asy serwisowe Grozera z rzędu. Na pierwszą przerwę techniczną schodzili wygrywając aż pięcioma punktami. Postawieni pod ścianą bełchatowianie zupełnie nie radzili sobie z odpieraniem ataków rywali, popełniali mnóstwo błędów własnych. Po błędzie Bartosza Kurka, który przeszedł linię trzeciego metra, w hali na Podpromiu wybuchła euforia. Około 5 tysiecy kibiców, zawodnicy i sztab szkoleniowy Asseco Resovii Rzeszów cieszyli się z odzyskania po 37 latach Mistrzostwa Polski.
Inauguracja czwartego spotkania była bardzo wyrównana, żaden zespół nie mógł wypracować sobie bezpiecznej przewagi. Jednak w szeregi PGE znów wkradły się błędy w zagrywce, a cały atak spadł na barki Wlazłego, który zanotował 80% skuteczność w tym elemencie. Resovia za to grała bardzo mądrze, szanując i wykorzystując każdą piłkę, dzięki czemu doprowadzili do stanu 24:20. Wtedy w bełchatowian, a konkretniej w Bartosza Kurka, ponownie wstąpił duch walki. Przyjmujący wykonał trzy znakomite zagrywki z rzędu i zrobiło się już tylko 24:23. Andrzej Kowal poprosił o czas dla swojej drużyny, który dał oczekiwane rezultaty, gdyż po powrocie na boisko Kurek posłał piłkę w aut, kończąc seta. W drugiej partii Skra od samego początku nieznacznie prowadziła i stopniowo powiększała dystans. Akcję na przełamanie siatkarze Asseco mieli dopiero przy stanie 14:11. Trudną piłkę fenomenalnie wybronił Alek Achrem, a akcję efektownym atakiem zakończył Georgy Grozer. Później w bloku szalał Piotr Nowakowski i przewaga PGE zmalała do jednego punktu. Skuteczne kontry i wspaniale dysponowany Grozer dały rzeszowianom zwycięstwo 25:21. Trzecią i, jak się później okazało, ostatnią partię gospodarze rozpoczęli mocnym akcentem jakim były trzy asy serwisowe Grozera z rzędu. Na pierwszą przerwę techniczną schodzili wygrywając aż pięcioma punktami. Postawieni pod ścianą bełchatowianie zupełnie nie radzili sobie z odpieraniem ataków rywali, popełniali mnóstwo błędów własnych. Po błędzie Bartosza Kurka, który przeszedł linię trzeciego metra, w hali na Podpromiu wybuchła euforia. Około 5 tysiecy kibiców, zawodnicy i sztab szkoleniowy Asseco Resovii Rzeszów cieszyli się z odzyskania po 37 latach Mistrzostwa Polski.
Ciemna strona siatkówki
Spotkaniom tej rangi zawsze towarzyszą silne emocje. Czasami
łatwo dać się im ponieść, o czym bardzo dobrze przekonali się siatkarze i
trener PGE Skry. Podczas drugiego meczu finałowego doszło bowiem do dość
niemiłego incydentu z ich udziałem.
Trzeci set zakończył się zwycięstwem gospodarzy 26:24. Początek czwartej odsłony zapowiadał, że nie wszystko jest przesądzone i tie – break stawał się coraz bardziej prawdopodobny. Było 14:13 dla Asseco Resovii, Paul Lotman zaatakował w aut. Jednak sędziowie przyznali punkt podopiecznym Andrzeja Kowala, gdyż uznali, że piłka otarła się o blok Bartosza Kurka. Bełchatowianie od razu zaprotestowali, żądając wideoweryfikacji. Arbiter spędził nad powtórkami wideo dłuższą chwilę, a kiedy wrócił na boisko, okazało się, że pozostaje przy swoim zdaniu. Skra nie przerwała protestów, do których włączył się trener Jacek Nawrocki. Daniel Pliński podszedł do stolika sędziowskiego i, nie przebierając w słowach, żądał zmiany decyzji. Wywiązało się niemałe zamieszanie, którego skutkiem była żółta kartka dla szkoleniowca PGE. I tak zamiast 14:14 zrobiło się 16:13 dla gospodarzy. Skra była całkowicie rozbita, nie pomagały czasy na żądanie Nawrockiego. Resovia zdominowała wydarzenia na boisku i wygrała ostatnią partię do 15. Jak się później okazało, nie był to koniec sporów o tamten blok. Dopiero po zakończeniu spotkania rozpętała się prawdziwa awantura. Trener przyjezdnych zasiadł do stolika sędziowskiego, domagając się, by pokazano mu powtórkę. Gdy jego życzenie zostało spełnione, swoją opinię wyraził krótkim, aczkolwiek treściwym, zdaniem „Gdzie ty tu k*** blok widzisz?!”. Odpowiedzi na to pytanie niestety nie otrzymał. Do kłótni włączyli się również Bartosz Kurek, ironicznie bijąc sędziom brawo, by okazać swoją dezaprobatę. Ostatecznie bełchatowianie niczego nie osiągnęli, może z wyjątkiem kar finansowych dla trenera Nawrockiego, Bartka Kurka i Daniela Plińskiego. Trzeba jednak pochwalić postawę Mariusza Wlazłego, który w całej tej sytuacji zachował zimną krew. Nie włączył się w nagonkę na sędziów, cały czas uspokajał kolegów. Zachował spokój, udowadniając, ze zasłużył na miano kapitana zespołu.
Cała ta sytuacja była dość niecodzienna, dawno nie spotkałam się z tak gwałtowną reakcją na sędziowskie decyzje. Protest bełchatowian był uzasadniony, ponieważ te punkty mogły być dość istotne w perspektywie całego meczu, jednak jego forma była dla mnie całkowicie niezrozumiała. Skra jest na tyle doświadczonym i klasowym zespołem, że nie powinna reagować aż tak emocjonalnie. Ostatnimi czasy nie mają oni szczęścia do sędziów, jednak tym razem padło kilka słów za dużo. Nerwy nerwami, ale takie rzeczy nie powinny mieć miejsca w profesjonalnym sporcie.
Trzeci set zakończył się zwycięstwem gospodarzy 26:24. Początek czwartej odsłony zapowiadał, że nie wszystko jest przesądzone i tie – break stawał się coraz bardziej prawdopodobny. Było 14:13 dla Asseco Resovii, Paul Lotman zaatakował w aut. Jednak sędziowie przyznali punkt podopiecznym Andrzeja Kowala, gdyż uznali, że piłka otarła się o blok Bartosza Kurka. Bełchatowianie od razu zaprotestowali, żądając wideoweryfikacji. Arbiter spędził nad powtórkami wideo dłuższą chwilę, a kiedy wrócił na boisko, okazało się, że pozostaje przy swoim zdaniu. Skra nie przerwała protestów, do których włączył się trener Jacek Nawrocki. Daniel Pliński podszedł do stolika sędziowskiego i, nie przebierając w słowach, żądał zmiany decyzji. Wywiązało się niemałe zamieszanie, którego skutkiem była żółta kartka dla szkoleniowca PGE. I tak zamiast 14:14 zrobiło się 16:13 dla gospodarzy. Skra była całkowicie rozbita, nie pomagały czasy na żądanie Nawrockiego. Resovia zdominowała wydarzenia na boisku i wygrała ostatnią partię do 15. Jak się później okazało, nie był to koniec sporów o tamten blok. Dopiero po zakończeniu spotkania rozpętała się prawdziwa awantura. Trener przyjezdnych zasiadł do stolika sędziowskiego, domagając się, by pokazano mu powtórkę. Gdy jego życzenie zostało spełnione, swoją opinię wyraził krótkim, aczkolwiek treściwym, zdaniem „Gdzie ty tu k*** blok widzisz?!”. Odpowiedzi na to pytanie niestety nie otrzymał. Do kłótni włączyli się również Bartosz Kurek, ironicznie bijąc sędziom brawo, by okazać swoją dezaprobatę. Ostatecznie bełchatowianie niczego nie osiągnęli, może z wyjątkiem kar finansowych dla trenera Nawrockiego, Bartka Kurka i Daniela Plińskiego. Trzeba jednak pochwalić postawę Mariusza Wlazłego, który w całej tej sytuacji zachował zimną krew. Nie włączył się w nagonkę na sędziów, cały czas uspokajał kolegów. Zachował spokój, udowadniając, ze zasłużył na miano kapitana zespołu.
Cała ta sytuacja była dość niecodzienna, dawno nie spotkałam się z tak gwałtowną reakcją na sędziowskie decyzje. Protest bełchatowian był uzasadniony, ponieważ te punkty mogły być dość istotne w perspektywie całego meczu, jednak jego forma była dla mnie całkowicie niezrozumiała. Skra jest na tyle doświadczonym i klasowym zespołem, że nie powinna reagować aż tak emocjonalnie. Ostatnimi czasy nie mają oni szczęścia do sędziów, jednak tym razem padło kilka słów za dużo. Nerwy nerwami, ale takie rzeczy nie powinny mieć miejsca w profesjonalnym sporcie.
Finał kompletny
Przed rozpoczęciem finału, niewielu spodziewało się takiego
rozstrzygnięcia. Po raz kolejny jednak przekonaliśmy się, że sport bywa
nieprzewidywalny i każdy może tu wygrać z każdym. Resovia była lepiej dysponowana,
co widać po wyniku końcowym. Bełchatowianie nie trafili z formą w decydującą
fazę Mistrzostw, a może ciążąca na nich presja zrobiła swoje. Faktem jest, że
siatkarze Asseco Resovii zasłużenie wygrali, gdyż zaprezentowali się z lepszej
strony, popełnili mniej błędów niż przeciwnicy i okazali się odporniejsi
psychicznie. I oczywiście mieli po swojej stronie fenomenalnego Geroga Grozera,
który był najmocniejszym punktem drużyny i w krytycznych momentach brał na
swoje barki cieżar gry. Jego transfer będzie sporym osłabieniem rzeszowian. Incydent
z kontrowersyjną decyzją sędziowską zburzył nieco obraz dobrego, sportowego
widowiska, niemniej jednak nie moża narzekać na brak emocji w finale. Zawodom
tym nie brakowało niczego – dwie wielkie drużyny, cała plejada siatkarskich
gwiazd, dużo dramaturgii i siatkówka na wysokim poziomie. To, na pewno
zaskakujące, zakończeniecie tylko ostrzy apetyt na przyszły sezon. Czyżby
dominacja Skry na krajowym podwórku definitywnie dobiegła końca?
0 komentarze:
Prześlij komentarz