czwartek, 12 grudnia 2013

Wszystko w naszych rękach



Już od dłuższego czasu stało się jasne, że Polacy mają lepsze ręce niż nogi. Za przykład można podać nasze wyniki w sporcie. Nasi kopacze nie przynoszą nam ostatnio wielu powodów do radości, za to zawsze możemy liczyć na dobre występy naszych siatkarzy czy piłkarzy ręcznych. W rozpoczętych 6 grudnia Mistrzostwach Świata w piłce ręcznej kobiet, z bardzo dobrej strony prezentują się póki co nasze reprezentantki. Biało - czerwone, które po 4 latach wróciły na areny światowego czempionatu, w Serbii, pod wodzą nowego trenera - Kima Rasmussena, radzą sobie świetnie.

Na dobry początek...

Inaugurację tych Mistrzostw, przyszło nam zmierzyć się z reprezentacją Paragwaju - najsłabszą i najmniej doświadczoną ekipą grupy C. Miało być łatwo, jednak chyba nikt nie spodziewał się, że aż tak. Przepaść miedzy Biało - Czerwonymi a reprezentacją z Ameryki Południowej była ogromna. Paragwajki nie potrafiły poradzić sobie z o klasę lepszymi Polkami, popełniały podstawowe błędy i nie były w stanie pokonać Małgorzaty Gapskiej, która nie miała większych problemów z obroną naszej bramki. Spotkanie zakończyło się wynikiem rzadko spotykanym na tym szczeblu rozgrywek - Polki rozgromiły Paragwaj aż 40:6 (pierwsza połowa - 21:2). Oczywiście na ten sukces trzeba było patrzeć przez pryzmat niewymagającego rywala, jednak nie można odmówić wspaniałej postawy podopiecznym Kima Rasmussena.

Porażki też się zdarzają

Właściwy sprawdzian formy Polek miał dopiero nadjeść. W poniedziałek naszym rywalem była reprezentacja Hiszpanii - brązowe medalistki ostatnich Igrzysk Olimpijskich i mistrzostw świata.
Zaczęło się nieźle, bo przez pierwszą połowę Biało - Czerwone nie pozwalały odskoczyć rywalkom, utrzymując je na odległość jednej - dwu bramek. Brakowało nam nieco skuteczności, by doprowadzić do wyrównania. Pod koniec pierwszej połowy wzmocniłyśmy obronę i w ten sposób udało się wywalczyć remis 11:11. Po powrocie na boisko, Hiszpanki potrzebowały dłuższej chwili by wrócić do dyspozycji sprzed przerwy. Od razu wykorzystała to nasza reprezentacja, przejmując inicjatywę na boisku i utrzymując przez jakiś czas dwubramkową przewagę. Najskuteczniejsza z Hiszpanek - Alexandrina Cabral nie miała szczęścia i nie mogła przedrzeć się przez naszą obronę. Gdy wszystko zaczęło wyglądać dla nas bardzo dobrze, ze snu wybudziły się rywalki. Reprezentacja Hiszpanii przyspieszyła grę, zdobywając kolejne bramki, a w bramce Iberyjek świetnie prezentowała się Silvia Navarro. Gdy zabrzmiała końcowa syrena, wynik zatrzymał się na 26:20 dla Hiszpanii.

Powrót na dobry tor

Następnie na naszej drodze stanęły Mistrzynie Afryki - reprezentacja Angoli. Już przed spotkaniem wszyscy zapowiadali, że nie będzie to łatwe spotkanie, bo Afrykanki mają specyficzny styl - bardzo siłowy i nieco chaotyczny. Zapowiadał się mecz z szybkim tempem, dużą ilością biegania i "dzikimi" rzutami przeciwniczek. Od pierwszych minut Polski grały maksymalnie skoncentrowane. Nieprzewidywalność gry reprezentantek Angoli mogła okazać się bardzo niebezpieczna. Jednak gra była wyrównana tylko do stanu 5:5. Później nasza przewaga stopniowo zaczęła się powiększać. Kwadrans przed końcem spotkania Polki zaczęły nieco się gubić i przez 7 długich minut nie były w stanie rzucić bramki. Na nasze szczęście, rywalki również gubiły się w ataku, dlatego nasze zwycięstwo ani przez chwilę nie było zagrożone. Ostateczny wynik wyniósł 32:23 (14:10) dla podopiecznych Kima Rasmussena.

Zadecydowała Argentyna

To spotkanie było najbardziej nierównym meczem Polek na tych Mistrzostwach. Choć miało być tylko dopełnieniem formalności przed kolejną fazą rozgrywek, mogło zakończyć się niespodzianką. Reprezentantki Polski rozpoczęły bardzo dobrze, świetnie grając w obronie, Gapska do 6. minuty obroniła dwa rzuty karne, a i w ataku nie miałyśmy żadnych problemów. Niestety, później Biało - Czerwone ponownie wpadły w dziwny trans, straciły koncentrację i gubiły się na boisku. Argentynki jednak nie były w stanie tego do końca wykorzystać i pierwsza połowa zakończyła się naszym prowadzeniem 14:9. Krótka przerwa podziałała na podopieczne Kima Rasmussena, bo ponownie zaczęły skutecznie atakować i dobrze rozgrywać akcje. Jednak nie mogło być tak do końca, bo polskie reprezentacje w obojętnie której dyscyplinie mają to do siebie, że uwielbiają dostarczać silnych emocji. W 35. minucie znów coś się w naszej grze zepsuło, a wielu nazwało to później "najgorszym okresem gry Polek na tych mistrzostwach". Od stanu 18:10 straciłyśmy cztery bramki z rzędu, co nie mówi najlepiej o naszej postawie, biorąc pod uwagę niewielką klasę rywala. Pozwoliłyśmy Argentynkom przejąć inicjatywę i mogło być to opłakane w skutkach. Na szczęście jednak Biało - Czerwone odzyskały panowanie na boisku i pokazały kto tu rządzi, doprowadzając do ostatecznego zwycięstwa 31:17 i awansowały do 1\8 finału.

Na deser Norwegia

Ostatnim spotkaniem fazy grupowej będzie potyczka z reprezentacją Norwegii. Tego zespoły chyba nie trzeba nikomu przedstawiać, ponieważ Norweżki są aktualnymi Mistrzyniami Olimpijskimi, Mistrzyniami Świata oraz srebrnymi medalistkami Mistrzostw Europy. Dlatego możemy nieco drżeć o wynik kolejnego spotkania, zwłaszcza po nieciekawej postawie naszych reprezentantek w dzisiejszym meczu. Nie można jednak martwić się na zapas, trzeba liczyć na miłe zaskoczenie ze strony Biało - Czerwonych. Awans do kolejnej fazy mamy już zapewniony, jednak również w meczu z Norwegią musimy zaprezentować się z jak najlepszej strony. To spotkanie już jutro o 20:15. Trzymajmy kciuki za polską reprezentację.

czwartek, 21 listopada 2013

Kto komu przykład daje, czyli o piłkarskim wtorku w Polsce


Piłkarska Reprezentacja Polski wygrała we wtorek w pięknym stylu z Grecją 3:1 w eliminacjach Mistrzostw Europy. Mecz ten miał w sobie wszystko to, czego kibic mógłby oczekiwać. Były emocje, pokaz umiejętności piłkarskich, stojących na dobrym poziomie, a przede wszystkim - końcowe zwycięstwo Biało - Czerwonych. Występ w europejskim czempionacie jest na wyciągnięcie ręki

Jakże byśmy chcieli przeczytać taką informację, dotyczącą naszej seniorskiej kadry narodowej. Niestety, na razie się jednak na to nie zanosi, a pochlebna notatka, którą mogliście przeczytać powyżej dotyczyła naszej młodzieżowej reprezentacji U-21. Trenowani przez Marcina Dornę piłkarze pokazali prawdziwą klasę i może to od nich powinni uczyć się starsi koledzy. A nie odwrotnie.

Po dobrej wiadomości, przychodzi czas na trochę gorszą, żeby nie użyć słowa "złą". Tego samego dnia, zaledwie kilka godzin później odbyło się spotkanie seniorskiej Reprezentacji Polski z Irlandią. Był to drugi mecz pod wodzą nowego trenera - Adama Nawałki. Jego debiutu nie można zaliczyć do udanych (0:2 ze Słowacją), wszyscy miel więc nadzieję, że tym razem będzie lepiej. Trener dokonał znacznych zmian w składzie, w podstawowej jedenastce na boisko wybiegło tylko 3 zawodników ze wspomnianego wcześniej meczu ze Słowacją.

Na początku spotkania nie było jeszcze tak źle. Biało - czerwoni długo utrzymywali się przy piłce, naprawili wcześniejsze błędy w defensywie, robili wypady pod bramkę przeciwnika, od czasu do czasu wieńcząc je strzałem. I to byłoby na tyle. Mecz szybko stał się nudny i monotonny, pozbawiony większych emocji i zwrotów akcji. Kibice przestali mieć nadzieję na wielkie odrodzenie reprezentacji (o ile w ogóle je mieli).

Jest jednak jeden pozytyw w tym oceanie niewykorzystanych szans, gwizdów kibiców i międzynarodowych upokorzeń - tym razem przynajmniej nie przegraliśmy, a ten, delikatnie mówiąc, nieudany sezon (nareszcie!) się skończył.

wtorek, 1 stycznia 2013

Gramy dla dzieci!







Siatkówka jest nieprzewidywalnym sportem. Są spotkania, w których nie dziwi nawet to, gdy na boisku obok Mariusza Wlazłego pojawia się Zygmunt Chajzer.



Taka sytuacja miała miejsce 16 grudnia w częstochowskiej hali na Zawodziu. Odbył się tam mecz charytatywny pomiędzy Skrą Bełchatów a Reprezentacją Polski. Drużyny te, jako pierwsze (i oby nie ostatnie) w Polsce, zawiązały współpracę z organizacją UNICEF. Cały dochód z tego niecodziennego spotkania przeznaczony zostanie na pomoc dzieciom głodującym w Czadzie.

Dla kibiców, którzy tamtego dnia pojawili się na hali, nie był to koniec niespodzianek. Zarząd PZPS-u, z prezesem Przedpełskim na czele, postanowił przetestować nową formułę rozgrywek. Zamiast dobrze nam znanej gry do trzech wygranych setów, każdy do 25 punktów (pomijając tie-breaka), teraz miało się to odbywać do pięciu wygranych partii, do 15 każda. Wszyscy zastanawiali się jak sprawdzi się to w praktyce. Pierwsza próba nie wypadła zbyt pomyślnie. Mecz niemiłosiernie się dłużył i można było mieć problemy z zapamiętaniem aktualnego wyniku. Zanim zawodnicy zdążyli odpowiednio 'wejść' w partię, zabawa się kończyła, nie było tych emocji, które zawsze towarzyszyły walce w końcówce seta. Trzyminutowe odstępy między odsłonami, przerwy techniczne i czasy na żądanie trenerów sprawiały, że w spotkaniu było więcej przerw niż właściwej gry. Nie jest to dobre dla zawodników, gdyż ich organizmy się „wychładzają” i może to powodować różnorakie kontuzje. Opinia, że dzięki zmniejszeniu liczby punktów w secie, każdy z nich będzie rządził się prawami tie-breaka, okazała się błędna. Wyjątkowość tego prawdziwego powoduje fakt, że jest to ostatnia partia, ostatnia szansa na wygranie meczu. A po co przykładać się do trzeciego z kolei tie-breaka? Formuła póki co się nie sprawdziła, ale trzeba pamiętać, że testowano ją tylko raz i to w meczu towarzyskim. Jeśli uważniej pochylono by się nad tym pomysłem i wykorzystało go w spotkaniu o jakąś stawkę, byłoby więcej materiału do oceny. Bo nad każdą rzeczą trzeba odpowiednio długo pracować, by ją udoskonalić. A PZPS, chociażby system challenge, udowodnił, że jego pomysły nie zawsze są złe.

Roszady w składach zapowiadały ciekawe widowisko. W barwach drużyny z Bełchatowa, oprócz stałych graczy, czyli Daniela Plińskiego, Mariusza Wlazłego, Konstatina Cupkovicia, Dantego Boninfante, Michała Bąkiewicza czy ostatnio debiutującego Macieja Muzaja, zobaczyliśmy też wielu reprezentantów Młodej Skry. Lisinać, Piechocki, Zugaj, Wdowiak, Maćkowiak – to są nazwiska, które już za kilka lat mogą zawojować polską i światową siatkówkę. Oprócz tego do występu w tym spotkaniu zaproszeni zostali znany dziennikarz Zygmunt Chajzer i wschodząca gwiazda polskiego tenisa Jerzy Janowicz.
W Reprezentacji Polski zabrakło naszych czołowych zawodników. Kibice nie mogli być jednak zawiedzeni. W składzie pojawili się Michał Winiarski, Karol Kłos, Paweł Woicki, Paweł Zatorski oraz Miłosz Hebda, Mariusz Marcyniak i Miłosz Zniszczoł. Oprócz tego na boisku mogliśmy oglądać dwóch graczy, którzy karierę reprezentacyjną mają już za sobą - Andrzeja Stelmacha i Piotra Gruszkę. Halę zaszczycił swoją obecnością także trener Andrea Anastasi ze swoim asystentem Andreą Gardinim.

Sam mecz przebiegał w fantastycznej atmosferze. Widać było, że zawodnicy czerpią dużą radość z gry, dochodziło do wielu zabawnych sytuacji. Zwłaszcza w trzecim secie, gdzie zobaczyliśmy między innymi przebicie głową Michała Winiarskiego, obniżanie siatki Jerzemu Janowiczowi czy popis w ataku libero bełchatowian. Niestety sędziowie nie stanęli na wysokości zadania, gdyż oni jako jedyni pozostali śmiertelnie poważni. Nie pozwalali zawodnikom na żarty, wszystkie zaliczali do kategorii „błędy”. Gdyby nie to, mecz byłby jeszcze ciekawszy i mógłby stać się namiastką plusligowego Meczu Gwiazd, który cieszył się aprobatą kibiców. Pozostało nam tylko widowisko czysto sportowe i nie można powiedzieć, że była to mniej ciekawa perspektywa. Co prawda, nowa formuła pobawiła spotkanie odrobiny dynamiki i emocji, jednak zespoły stanęły na wysokości zadania i widzowie mogli być w 100% usatysfakcjonowani. Nie zabrakło efektownych ataków, długich wymian czy ofiarnych obron. Umiejętnościami siatkarskimi na bardzo wysokim poziomie pochwalił się Jerzy Janowicz, a Zygmunt Chajzer również zaliczył kilka udanych akcji. Niestety, nie obyło się także bez kontuzji. Na początku szóstego seta Michał Winiarski upadł na boisko i cały siatkarski świat, śledzący to spotkanie, wstrzymał oddech, kiedy przez dłuższą chwilę się nie podnosił. Okazało się, że chodzi o plecy, a konkretniej o krzyżowo – lędźwiowy odcinek kręgosłupa. Winiarski został zniesiony z boiska, gdzie od razu zajęli się nim lekarze. Kontuzja nie okazała się tak poważna jak się mogło wydawać i po kilku dniach rekonwalescencji przyjmujący miał wrócić do gry.

Mecz ten prawie całkowicie wykorzystał możliwości nowej formuły, gdyż skończył się wynikiem 5:3 dla Reprezentacji Polski. Ale w rzeczywistości zwycięzców było zdecydowanie więcej. Dzięki temu pojedynkowi udało się pomóc dzieciom głodującym w Czadzie. I właśnie to było głównym priorytetem, bo w spotkaniach takich jak to nawet wynik sportowy odchodzi na dalszy plan. Oby inne polskie drużyny, nie tylko te siatkarskie, poszły śladami PGE Skry Bełchatów i zaangażowały się w współpracę z UNICEF-em.